Menazerya ludzka - 11

Total number of words is 2905
Total number of unique words is 1586
22.9 of words are in the 2000 most common words
31.6 of words are in the 5000 most common words
37.1 of words are in the 8000 most common words
Each bar represents the percentage of words per 1000 most common words.
światem, mówiąc mu „mon ami”, to nie było rolą „towarzystwa”
mieszać się w podobne rzeczy i czynić tej biednej Makenowej
jakąkolwiek przykrość. I powoli ta trójka wsuwała się wszędzie,
z początku nieśmiało, jakby macając grunt, śledząc wrażenie na
twarzach, słuchając dźwięku głosów, witających ją na progu
salonów. Lecz wkrótce, uprzejmością ośmielone, ménage Maken-Helding
nabrało pewności siebie i wchodziło spokojnie, coraz więcej
zabierając miejsca, rozdając uśmiechy, w których znajdowano nawet
quelque chose de piquant. Deprawacya ta jawna, cudzołóztwo to
wleczone w trenie jedwabnej sukni, w listkach gardenij Heldinga,
w lazurowych barwach munduru Mak-Makena, drażniła nerwy i zmysły
otaczających. W jasności świec kandelabrowych, posyłano sobie
wzajemne uśmiechy i spostrzeżenia. Makenowa miała chwilami rumieńce
nowozaślubionej, pod deszczem niedyskretnych spojrzeń, Helding
lekkie uśmiechy zwycięzcy, Mak-Maken -- dobroduszną pobłażliwość
siwowłosego ojca oprowadzającego zięcia i córkę, pełnych zbyt
jawnej miłości. I powoli, trójka Maken-Helding stała się ogniskiem,
do którego zwracano się coraz chętniej po miłosne wrażenia, śledząc
każde bardziej burzliwe widzenie się baronowej i Heldinga, każdą
„scenę”, każde przeproszenie się w cieniu dyskretnej alkowy.
I z latami razem, weszło zupełne zuchwalstwo w ujawnianiu tej
miłości baronowej i Heldinga. Teraz, Makenowa wchodziła pewna
siebie, tryumfalna -- czując, że potęgą swej wielkiej miłości
zwalczyła tę hydrę, pełną jadu, którą „światem” zowią. Czuła
się w pełni urody i miłość dodawała jej blasku. Miała w gruncie
serca wiele szlachetności i nie kłamała teraz, zwracając się
otwarcie i śmiało do Heldinga. Nie przyznawała się jednak głośno,
bo to było niepodobnem, ale w każdem jej spojrzeniu, ruchu,
słowie -- przebijała się bezgraniczna miłość i przywiązanie.
Helding mimowoli zajął stanowisko męża kochanego i czuł się
dobrze w tej roli. Nie zrozumiał jednak, jak w straszną grę
grała Makenowa, narzucając tak światu swego kochanka. Nie czuł,
ile istotnej potęgi miłości musiała mieć w sobie, aby tak dać
„przełknąć” światu ten stosunek, kazać mu go przyjąć i niejako
usankcyonować.
Nie zastanawiał się nad tem, szedł zadowolony z tej roli jaką grał,
podbudzony w swej próżności, człowiek któremu żona generała,
kobieta stanowiąca ozdobę salonów lwowskich, na szyję się rzuca.
W kasynie mówił o Makenowej z rozrzewnieniem dobrego męża, jakkolwiek
nigdy po za kadry gentelmańskiej przyzwoitości nie wyszedł. Inni
„koniarze” nie blagowali nawet, poważni i pełni szacunku dla tej
cudzołożnej żony.
Powoli wszakże ta faza tryumfu zmieniła się w cichy i spokojny stan
zaadoptowanego przez świat związku. Makenowa? Helding? -- ależ to
stare małżeństwo! Nie pojmowano jednego bez drugiego i tylko przy
wejściu jeszcze witano ich uprzejmym uśmiechem. Później ginęli
w tłumie. Inne pary potworzyły się, połączyły i promieniowały
miłością i szczęściem wśród pragnących wrażeń tłumów.
Makenowa starzała się i brzydła powoli. Jej maska japońskiej
laleczki z latami ciemniała i osuwała się w głębokie bruzdy.
Helding chylił się ku ziemi, oczy mu gasły powoli, tracąc barwę
i płowiejąc w gorącu miłosnej ekstazy. Czuli, że byli złączeni na
zawsze, do śmierci i mieli w sobie spokój dobrze zawarowanego
kontraktem małżeństwa. Skoro znaleźli się w salonie, pod rzęsistem
światłem kandelabrów, szukali wygodnego miejsca, gdzie siadali we
dwoje, zamieniając od czasu do czasu jakąś uwagę półgłosem. On
trzymał jej wachlarz spokojnie, rozsuwając sennym ruchem koronki,
lub gładząc delikatnie marabuty. Nikt już nie zwracał na nich
uwagi, chyba ktoś świeżo przybyły i nieobznajmiony z istotnym
stanem rzeczy. Często brano ich za małżeństwo wzorowe, przywiązane
do siebie równem, nienerwowem uczuciem. Maken hałasował
w fumoirach, nie psując jasnym swym mundurem i swą siwizną ciemnych
i mistycznych sylwetek tych dwojga, którzy siedzieli prawie
nieruchomo obok siebie z oczami wlepionemi w przestrzeń, jak
widzowie na przedstawieniu znanej już dobrze sztuki. Oboje oni
stanowili jedną całość. Jakiś krąg niewidzialny, a mimo to
istniejący, otaczał ich i bramował, odsuwając od reszty
towarzystwa. Było to zapewne ich kilkunastoletnie uczucie, które
z burzy miłosnej przeszło w mocne i zda się nierozerwalne
przywiązanie.
Kobieta szczególniej miała w swej zestarzałej postaci upór miłosny
kobiety tryumfującej nad zmiennością męzką.
Mężczyzna był już obojętny, trochę zawsze zalękniony i jakby
uśpiony w tej stałości, w którą się sam spowinął przed tyloma laty!
Ale „gołąbki” były innego zdania: Odebrać Makenowej Heldinga?
-- Co?... jak myślicie!
Projekt ten powstał w głowie jasno włosej Lili. Minuśki, Nuśki
i Muszki zaadoptowały go w jednej chwili.
-- Tak! tak!... trzeba to zrobić. To ożywi _fix_ i zabawi
wszystkich dokoła. Trzeba Heldinga _zaakaparować_ i patrzeć, jaką
Makenowa będzie miała minę.
-- Przecież go reklamować nie będzie przez konwenanse.
Rauty bywały nudne. Mężczyźni młodzi nie umieli poprowadzić
porządnie rozmowy. Panienki nudziły się w swym gołębniku. Oglądały
się za rozrywką.
Błękitne oczy Lili padły nagle na dwie mistyczne sylwetki, siedzące
nieruchomo obok siebie. Panienka skrzywiła się nagle. Stanowczo ta
para działa jej na nerwy. Już trzeci karnawał przyjeżdża ze wsi do
Lwowa i trzeci karnawał widzi tych dwoje „starych”, siedzących
jedno obok drugiego w wierności chińskich bałwanów. I pochyliwszy
się ku swym towarzyszkom, podsuwa im projekt flirtu z Heldingiem,
tym samym tonem, jakim w Sacré-Coeur podsuwała myśl przeciągania
palcem po wywoskowanych brzegach pulpitu.
Znudzone jednostajnością rautów, panienki przyjmują projekt
z entuzyazmem, obierają dzień i miejsce i dziś zeszły się wszystkie
u księżnej, z zamiarem wprowadzenia swych zamysłów w czyn, z okrutną
energią istot, które nie wiedzą nawet, czy serce boleć może
naprawdę i czy są łzy, które palą.
Kampanię rozpoczyna księżniczka, młodsza, szatynka, o twarzy
schorowanego anioła i długich warkoczach ukraińskiej dziewki.
Siada do fortepianu i rozkłada zeszyt nocturnów Chopina
z najniewinniejszą pod słońcem minką.
Chwilę ogląda się po salonie, jakby szukając kogoś.
-- Panie Helding!... proszę mi kartki przewracać!... -- prosi
wreszcie z czarownym uśmiechem.
Helding otwiera szeroko spłowiałe źrenice.
-- Pan taki muzykalny... -- dodaje panienka.
Stary kawaler wstaje z pośpiechem, pełen kurtuazyi i śpieszy do
fortepianu.
„Gołąbki”, śledzące tę scenę z niepokojem, oddychają swobodniej.
Helding jest tuż, obok nich, na progu „gołębnika”. Wciągnąć go
łatwo potrafią.
Wciągną... i nie puszczą...
Cicho i spokojnie płynie jeden z nocturnów Chopina.
Helding przewraca kartki trochę zaniepokojony, zdenerwowany tą
„rolą”, jaką odegrywa obok siedzącej przy fortepianie dziewczyny.
Zeszedł już do rzędu „widzów”, przyzwyczajony, że to inni
defilowali przed nim, podczas gdy on spokojnie siedział obok
Makenowej, bawiąc się jej wachlarzem. Długie, suche palce mężczyzny
z pośpiechem przewracają kartki, klekocząc jak kastaniety.
Księżniczka za każdą przegraną stronnicą spogląda na Heldinga
i uśmiecha się łagodnie, Helding mimowoli dostrzega koło ust
dziewczyny dwa ładne dołki..
Wreszcie ostatni akord przecina powietrze. Helding pragnie wrócić
na swe miejsce, lecz „gołąbki” otaczają dokoła księżniczkę
i dziękując jej gorąco, posuwają go mimowoli w stronę
„gołębnika”. Lili mówi coś do niego, śmieje się, szczebiocze;
z drugiej strony Nini prezentuje swój przepyszny profil greckiej
bogini. Śmiech, chichot, srebro głosu, woń konwalij i młodego
ciała, jakiś szum jakby skrzydeł gołębich -- i Helding znajduje
się nagle w gołębniku, uwięziony ładnemi giestami drobnych rączek,
giętkich figurek i młodych twarzyczek.
Zmieszany, prawie pociągnięty, siada na taburecie i wszystkie
panienki z szelestem opadają nagle ku ziemi. Całe stadko blado
liliowe, różowe, białe, popielate przypadło do purpury dywanu
i zaczajone, uśmiechnięte, wyciąga ożywione nagie dziobki.
Helding doznaje ekstazy, olśnienia, wysadzony z siodła tą brutalną,
a przecież na pozór delikatną taktyką panieńską. On, mężczyzna,
siwiejący i zdeprawowany, czuje się przerażony, wyrwany ze snu,
niepewny i jakby poszarpany nagle na strzępy.
Pragnie się wydostać, czyni nieśmiałe usiłowanie, wyciąga
kilkakrotnie szyję, ma oczy topielca zapadającego w bagno
szmaragdowe, perłami wody lśniące...
Lecz „gołąbki” zwartym szeregiem otaczają go coraz silniej jak
„wodnice” o spłowiałych barwach, w niepewnym blasku księżyca się
kąpiące. Jedwab szatni, iluzya pnie się pajęczą siecią, wstążki
warkoczy mają zapach orzechów cokolwiek wilgotnych a młodość
i ożywienie zapala w oczach całe różańce iskierek. Aż szumi od
chichotu, aż srebrzy się od białych zębów. Dziewczyny, pochylając
się, mają giesta pokornych kotek. Nini wilgotnemi oczami patrzy
prosto w twarz Heldinga. Atłas jej ciała mieni się podskórnemi
róźowemi pręgami mory. Helding, osłupiały, wpatruje się w to
bogactwo kształtów i śledzi wstążkę, wiążącą stanik na ramieniu
okrągłem i doskonale pięknem.
Nini wzrok ten czuje i prostuje się cała, dumna ze swej dziewiczej
krasy, nieskalanej jeszcze dreszczem miłosnej chęci. Podnosi wysoko
brodę i ukazuje cudną szyję o delikatnych, przezroczystych tonach
ambry...
Helding przymyka na chwilę oczy i osuwa się osłabły, ocierając pot
z czoła...
* * * * *
W kącie Makenowa widzi ten cały manewr i dostrzegłszy Heldinga
pomiędzy panienkami, doznaje nagłego ściśnięcia serca. Zwalcza
jednak ten ból przelotny i uśmiecha się jakby zadowolniona
z tego powodzenia kochanka. Ma bowiem przeświadczenie, że
Helding z grzeczności usiadł na chwilę w „gołębniku” i wprędce,
znudziwszy panienki, powróci do niej, na dawne swe miejsce.
Spokojnie więc śledzi ruchy dziewcząt, ot, jak żona uśmiechająca
się pobłażliwie na niewinny żart ze strony męża.
Wydarza się to wprawdzie pierwszy raz, bo zwykle panienki nie
zwracały uwagi na Heldinga, jako na „starego kawalera”,
niezabawnego i nie liczyły się z nim wcale. Pozostawała mu tylko
ona, ona jedna i tak miało już być nazawsze. Tymczasem dziś nagle
zmienia się dawny porządek rzeczy...
To śmieszne a jednak te kilka minut zaczynają się jej wydawać
wiekiem.
Tem bardziej, że Helding nie zdaje się nudzić panienek, ani być
znudzonym. Owszem, ożywienie panuje tam wielkie, całe snopy śmiechu
wybiegają w przestrzeń salonu. Makenowa doskonale pomiędzy tym
chichotem rozróżnia głos Heldinga. Mówi coś, powoli, ot tak jak on
zwykle, ale z trochą więcej energii i ożywienia. Słów Makenowa
dosłyszeć nie może, dźwięk głosu dobiega do niej dokładnie.
To dziwne, wydaje się jej, że ten głos, że sam Helding jest od niej
bardzo, bardzo daleko i że niknie nagle w całym tumanie ironicznych
akordów...
Zagryza usta i doznaje wrażenia zupełnego osamotnienia.
Czuje chłód przejmujący dokoła nóg i wsuwa je szybko pod suknię.
Traci pewność siebie i staje się niezgrabną i jakby związaną.
Przeczuwa... śmieszność i kurczy się przed tem ohydnem widmem.
Nagle zaczynają jej dolegać rękawy sukni. Są zbyt ciasne w łokciu,
a za wolne w ramieniu. Włosy ma zanadto ściągnięte i dreszcze
przebiegają ją wzdłuż krzyża. Obronić się nie może, nie potrafi.
Śmieszność jest tuż przy niej. Helding nie wraca.
..................................................................
Powoli w salonie zaczynają dostrzegać, co się dzieje
w „gołębniku”. Po za wachlarzami, flirtujące pary z uśmiechem
pokazują sobie szpiczastą głowę Heldinga pomiędzy jasnemi
i ciemnemi fryzurami dziewczyn. Powoli od gołębnika oczy
zaczynają się zwracać ku Makenowej. Wygląda ona tak, jak
człowiek, który zgubił swój cień. Mruga szybko oczami
i połyka ślinę. Wszyscy znajdują ją trochę śmieszną. _Au fond_
musi być zazdrosną... Z bocznych salonów zaczynają schodzić
się goście, i wszyscy z najobojętniejszemi napozór minami
śledzą rozłączoną tak nagle i niespodziewanie parę. Tiens!
tiens!... Helding pomiędzy panienkami? Flirtuje nie na żarty!
A Makenowa? Siedzi i patrzy. Enfin... Helding zdobył się na
trochę własnej woli. Bardzo naturalne! Mężczyzna!... powinien już
skończyć tę śmieszną awanturę. Stary?... e! cóż znowu. To Makenowa
stara -- Helding jest niemłody, ale jeszcze nie stary. Zestarzał
się przy niej. Ileż to lat już trwa ich romans? To nie ma sensu,
to powinno się raz skończyć!...
I nagle, razem z chichotem dziewczyn, w tę nudę rautową wpada
brutalna chęć tłumu szarpania tej miłości adoptowanej, przyjętej,
tolerowanej. I ci sami, którzy niedawno jeszcze z uśmiechem
sympatyi spoglądali na dwie ciemne sylwetki, siedzące w tym nimbie
nieugiętej wierności, ci sami teraz odsłaniali tajemnice tego
stosunku, który przed laty promieniał i ogrzewał chłód konwenansem
mrożonych salonów. Jakaś głucha niechęć zaczynała nurtować dokoła,
coś nakształt zemsty za ten tryumf uczucia i doskonałej miłości,
która lata całe przetrwała nienaruszona, skończona, nad wszystko
silniejsza. Ludzka nędza, niemogąca znieść doskonałej harmonii,
radowała się tym niespodziewanym dysonansem wśród zastygłego już
w przestrzeni akordu. I ciepły, sympatyczny prąd szedł ku
„gołębnikowi”, w którym widać już było tylko plecy dziewcząt,
obciągnięte jedwabiem staników i połyskujące drabinkami silnie
ściągniętych sznurowadeł. Dziewczyny pochylone ku Heldingowi, całe
rozweselone dobrą farsą, jaką baronowej robiły, bawiły się
serdecznie, wpatrując w pomarszczoną twarz kochanka Makenowej. Jego
długa szyja, po której przesuwało się owe „jabłko Adamowe”, była
przedmiotem ich szczególnej obserwacji. Trącały się łokciami,
dusząc się ze śmiechu. Ten stary był wspaniały! Usta miał w podkowę
i rzadkie włosy, od lewego ucha nagarnięte ku prawemu. Teraz kosmyk
jeden odczepił mu się nagle i powiewał jak siwiejące pióro
tryumfalnie ponad uchem. Tego było nadto. Nusia Dobrojewska
schowała się za plecy Nusi Małowiejskiej.
Jeszcze chwila, a byłaby na głos parsknęła śmiechem.
Tymczasem Helding, na wpół pijany tym zapachem blondynek, brunetek
naokoło niego zebranych, cały zgorączkowany widokiem biustu Nini,
błękitnych oczów Lili, i dołków naokoło ust księżniczki,
odmładzał się w tej atmosferze młodości i niezwiędniętego
ciała, jaką nagle poczuł dokoła siebie.
Starzejąc się razem z Makenową, zapomniał niemal, że są jeszcze na
świecie pełne ramiona, długie warkocze i lśniące oczy. Nagle
otoczyła go orgia młodości, dziewczęcego wdzięku, dziecinnego
prawie szczebiotu. Długi post w zeschniętych ramionach jednej
kobiety, wyrobił w nim ascetę pozornego, pod którym drzemał
wiecznie błądzący za nowością mężczyzna. Ręce mu drżały, uszy
paliły go, całe czerwone na tle żółtej skóry i resztki włosów. Był
śmieszny, nędzny, biedny, w obec tego flirtu, który zdawał się
przedłużać w nieskończoność. Z początku nieśmiały, powoli
rozzuchwalał się i jak zbudzony ze snu kilkunastoletniego
królewicz, dobywał ze swej pamięci przestarzałych komplementów
i dowcipów. Panienki znajdowały go zajmującym, widział to po ich
ożywieniu, wymawiały mu jego odosobnienie się i widoczne unikanie
„gołębnika”. Tłomaczył się powagą wieku, lękając się, aby nie
zostawiły tej wzmianki bez zaprzeczenia. Lecz one protestowały
gorąco.
-- Wiek? cóż to? czy jest starcem, aby się wiekiem przed niemi
zastawiał? I coraz milsze, coraz weselsze, nacierały, otaczały go,
rzucając od czasu do czasu przelotne wejrzenie na Makenową...
-- Oh! ma chère... co za mina!... spojrzyj na Makenową! elle est
verte!...
..................................................................
Teraz już Makenowa uczuła, że pomiędzy Heldingiem i nią otwiera się
przepaść. Całe lata wielkiej i gorącej miłości zapadały
w przestrzeń, spychane szelestem gołębich skrzydeł i chichotów
dziewczęcych. Makenowa instynktem kobiecym odgadywała cały proces
obudzenia się Heldinga i zamierała sama z bólu, porównywając swój
biust zapadły z przepysznym gorsem Niny, którą widziała dokładnie
na tle ciemno czerwonego obicia, tryumfującą i całą różową w blasku
płonących kandelabrów. Te głowy dziewczęce, pochylone, bogate
w masy ciemnych lub jasnych warkoczy, te plecy giętkie, proste,
impertynenckie, zwartym murem otaczające Heldinga, przedstawiały
się w jej oczach jak mur silny, straszny, wznoszący się nagle
pomiędzy nią i jej kochankiem. Teraz już nie był od niej daleki,
ale ten, który niedawno jeszcze był nią samą, oddzielał się od
niej, odchodził, stawał się obcym, ciągnąc za sobą jej potłuczone
i obolałe serce. Przez chwilę chciała powstać, podejść do fortepianu
pod pretekstem przejrzenia nut i wmieszać się w to całe grono, ale
czuła na sobie setki spojrzeń i pozostała na miejscu, zdjęta
nieśmiałością, gładząc tylko powolnym ruchem pióra swego wachlarza.
Nagle jednak zatrzymała rękę, sparaliżowana, z gardłem ściśniętem,
z oczyma łez pełnemi, jak zwierzę tropione w legowisku, osaczone
psiarnią, grającą przyszły tryumf i krwawą radość. Uczuła się
starą, brzydką, śmieszną, spodloną. Była przedmiotem szyderstwa tej
całej bandy, której przez lat tyle imponowała spokojem swego
cudzołóztwa. Miała nóż w sercu i kamień wstydu nad głową. Po raz
pierwszy może poczuła, że Helding był tylko jej kochankiem, do
którego nie miała żadnego prawa... Uciekał od niej, szedł pomiędzy
młodsze, weselsze istoty...
I bez kropli krwi na ustach siedziała zgarbiona, straszna,
zmieniona, niemal zgrzybiała w tej niemej rozpaczy, którą się
dławić zaczynała.
* * * * *
W kilka godzin później Helding w ciszy swego błękitnego pokoju stał
przed lustrem i z uśmiechem zadowolnienia spoglądał na swą twarz
rozjaśnioną.
Tak... bezwątpienia, nie jest jeszcze starym i byłoby szaleństwem
z jego strony nie korzystać z tych warunków, które pozwalają mu
spędzać od czasu do czasu tak miłe chwile, jak te dzisiejsze.
Zapalił kandelabr na kominku i przyglądał się uważnie swej twarzy,
oczom, zębom, włosom. Nucił coś pod nosem i postanowił myć się od
jutra w benzoesie, oraz wprawić sobie trzy przednie zęby.
Przymknął na chwilę oczy i uśmiechnął się radośnie, przypomniawszy
sobie biust Niny, oczy Lili i dołki księżniczki. Co za
dziewczyny!... seperlipopette!... gdzie on miał oczy, że do tej
chwili nie dostrzegł, jakie to cacka są obok niego! Prawda, że
wiecznie siedział obok Makenowej. Skrzywił się i wzruszył
ramionami. Ta Makenowa zanadto go więzi i przy sobie trzyma!... To
dobre było dawniej, ale dziś?... Przytem zauważył, że się bardzo
posunęła i dziś, gdy wychodziła z rautu, miała minę zupełnie
niemłodej kobiety. Chciała coś do niego przemówić, ale właśnie Nini
i Lili podsunęły się i musiał im wyszukać ich zarzutek. Podając
rotundę Nini, dotknął niechcący jej ramienia. Jeszcze teraz ukrop
przebiega jego żyły. Myślał, że już jest niezdolny do podobnych
wzruszeń... Przy Makenowej nie doznawał nic podobnego.
Prawdopodobnie dawniej i ona tak na niego działała... Z latami
wszakże przyszło przyzwyczajenie!...
Zaczął rozbierać się powoli, wpatrując w płomienie świec, które
odbijały się żółtemi gwiazdami w gładkiem tle lustra.
Figlarne są te dziewczęta, miłe i młode! Bodaj-to młodość...
ożywiła go! Czuje się sam odmłodniałym, odrodzonym!.. Nie widzi
swej brzydoty, chudości i siwych włosów. Zdaje mu się, że gdyby
miał taką młodość świeżą i zdrową ciągle obok siebie, wróciłby
do lat dawnych, do gorących namiętności trzydziestoletniego
mężczyzny.
I z zagadkowym uśmiechem wciąga na nogi pantofle, dar i pracę
Makenowej.
Kto wie jeszcze jak będzie. Jest niezależny, wolny, jeszcze młody,
powodzenie ma u panien niemałe, może się zdecyduje... ożeni...
..................................................................
W panieńskich łóżeczkach, pod niebieskiemi, różowemi i białemi
kołderkami, leżą „gołąbki” otulone, z włosami gładko splecionemi
z tyłu, z przodu zakręconemi w papiloty. Niebieskie, różowe lub
zielone veilleuzy palą się blado przed obrazkami albo statuetkami
Dziewicy. Panienki zasypiają spokojnie, wesołe, rozbawione jeszcze
tą farsą, jaką urządziły Makenowej i staremu Heldingowi. Uśmiech
rozjaśnia ich wpółsenne buzie, gdy myślą o kosmyku chwiejącym się
nad uchem i o tem, że Helding wziął ten flirt zbiorowy na seryo
a Makenowa z przestrachu i zazdrości pozieleniała.
I doskonałe w swem okrucieństwie, spokojne w tej zbrodni, jaką
wyrządziły, rozrywając silne jak śmierć uczucie, zasypiają jedne po
drugiej, gołąbki białe niewinne, łagodne w mdławych światełkach,
składając na piersiach ręce giestem pensyonarek śpiących
w dortoirach Sacré-Coeur, giestem aniołów otaczających fałdy
błękitnego płaszcza przezroczystej wśród chmur Madonny.

= KONIEC. =
You have read 1 text from Polish literature.
  • Parts
  • Menazerya ludzka - 01
    Total number of words is 3876
    Total number of unique words is 1949
    21.3 of words are in the 2000 most common words
    29.6 of words are in the 5000 most common words
    35.1 of words are in the 8000 most common words
    Each bar represents the percentage of words per 1000 most common words.
  • Menazerya ludzka - 02
    Total number of words is 4028
    Total number of unique words is 1935
    22.2 of words are in the 2000 most common words
    31.6 of words are in the 5000 most common words
    36.9 of words are in the 8000 most common words
    Each bar represents the percentage of words per 1000 most common words.
  • Menazerya ludzka - 03
    Total number of words is 4020
    Total number of unique words is 2142
    20.5 of words are in the 2000 most common words
    29.1 of words are in the 5000 most common words
    34.7 of words are in the 8000 most common words
    Each bar represents the percentage of words per 1000 most common words.
  • Menazerya ludzka - 04
    Total number of words is 4077
    Total number of unique words is 2077
    20.2 of words are in the 2000 most common words
    28.2 of words are in the 5000 most common words
    33.0 of words are in the 8000 most common words
    Each bar represents the percentage of words per 1000 most common words.
  • Menazerya ludzka - 05
    Total number of words is 3996
    Total number of unique words is 2077
    19.7 of words are in the 2000 most common words
    28.6 of words are in the 5000 most common words
    33.8 of words are in the 8000 most common words
    Each bar represents the percentage of words per 1000 most common words.
  • Menazerya ludzka - 06
    Total number of words is 3911
    Total number of unique words is 2114
    20.4 of words are in the 2000 most common words
    28.7 of words are in the 5000 most common words
    33.1 of words are in the 8000 most common words
    Each bar represents the percentage of words per 1000 most common words.
  • Menazerya ludzka - 07
    Total number of words is 3999
    Total number of unique words is 2109
    20.6 of words are in the 2000 most common words
    29.3 of words are in the 5000 most common words
    34.6 of words are in the 8000 most common words
    Each bar represents the percentage of words per 1000 most common words.
  • Menazerya ludzka - 08
    Total number of words is 3994
    Total number of unique words is 2018
    20.0 of words are in the 2000 most common words
    28.3 of words are in the 5000 most common words
    32.8 of words are in the 8000 most common words
    Each bar represents the percentage of words per 1000 most common words.
  • Menazerya ludzka - 09
    Total number of words is 4014
    Total number of unique words is 2102
    18.9 of words are in the 2000 most common words
    27.9 of words are in the 5000 most common words
    33.2 of words are in the 8000 most common words
    Each bar represents the percentage of words per 1000 most common words.
  • Menazerya ludzka - 10
    Total number of words is 4077
    Total number of unique words is 2114
    20.5 of words are in the 2000 most common words
    29.0 of words are in the 5000 most common words
    34.0 of words are in the 8000 most common words
    Each bar represents the percentage of words per 1000 most common words.
  • Menazerya ludzka - 11
    Total number of words is 2905
    Total number of unique words is 1586
    22.9 of words are in the 2000 most common words
    31.6 of words are in the 5000 most common words
    37.1 of words are in the 8000 most common words
    Each bar represents the percentage of words per 1000 most common words.