Anhelli - 2

Więc owi dwaj młodzieńcy którzy go uderzyli litośnie padli mu na
ramiona i położyli się na trupie wołając jeden i drugi: mój ojcze!...
I odwrócił się Szaman, a spojrzawszy na Anhellego nakrył mu głowę
poła szaty swojéj....
I kazał się wynieść duchom niebieskim, a otworzywszy oczy Anhelli
zobaczył śnieg i gwiazdy.
I przekonany był że widzenie kopalni snem było, albowiem nie
wiedział jak z nich wyszedł.


ROZDZIAŁ X.

A oto wygnańcy owi w szopie śniegowéj, w niebytności Szamana
kłócić się zaczęli pomiędzy sobą, i podzielili się na trzy gromady;
a każda z nich myślała o zbawieniu ojczyzny!
Więc pierwsza na czele miała Grafa Skir, który utrzymywał stronę
tych co się przebiorą w kontusze i nazywać się będą szlachtą, jakby
z Lachem na nowo przybyli do kraju pustego.
A druga miała na czele żołnierza chudego, imieniem Skartabellę, który
chciał ziemię podzielić i ogłosić wolność chłopów, i równość
szlachty z żydami i z cyganami.
A trzecia na czele swoim miała xiędza Bonifata, który chciał kraj
zbawić modlitwa i na ocalenie kraju podawał sposób jedyny, iść
i ginąć nie broniąc się, jak męczennicy.
Te więc trzy gromady zaczęły być między sobą niezgodne w duchu,
i kłócić się poczęły o zasady.
A oto druga owa gromada uzbroiwszy się w siekiery, wyszła w pole
odgrażając się, że u pierwszych dowie się jaka jest krew, drugim
zaś da to czego żądają: męczeństwo.
Lecz nim przyszło do walki, a umysły już były rozgrzane, zgodzono
się za poradą któregoś z tych co był z trzeciéj gromady, aby rzecz
tę przez sąd Boga rozstrzygnąć.
I rzekł do nich ów doradzca: oto postawmy trzy krzyże na
naśladownictwo męki Pana naszego, i na tych trzech drzewach
przybijmy po jednemu z najmocniejszych w każdéj gromadzie rycerzy;
a kto najdłużéj żyć będzie przy tym zwycięztwo.
A że umysły tych ludzi były jakoby w stanie pijanym, znaleźli się
trzéj rycerze, którzy za swoje przekonanie śmierć ponieść chcieli
i być ukrzyżowanymi, jako Chrystus Pan przed wiekami.
Postawiono więc trzy krzyże z najwyższego jakie było w tym kraju
drzewa, i wystąpili trzéj męczennicy po jednemu z każdéj gromady;
wszakże nie wybrani losem, lecz z własnéj woli. Nie byli to gromad
wodzowie, lecz jedni z najmniejszych.
Kiedy więc cieśle postawili krzyże na wysokiém wzgórzu sniegowém,
odezwał się głos z nieba jakoby wicher, pytając: co czynicie? lecz
go ci ludzie nie przelękli się.
I zawieszono na krzyżach ludzie owe obłąkane, i przybito im ręce
ćwiekami; a ten co był na prawo krzyczał: równość! a ten co był
z lewéj krzyczał: krew! wiszący zaś pośrodku mówił: wiara!
I tłumy stały w milczeniu pod krzyżami czekając co się stanie,
i tak je noc zastała na śniegu, a była wielka ciemność
i okropne milczenie.
Aż o północy zorza borealna rozciągnęła się na całéj niebios
półowicy, i ogniste wystrzeliły z niéj miecze; a wszystko stało
się czerwone i te krzyże z męczennikami.
Wtenczas strach jakiś ogarnął tłumy i rzekły: źle czyniémy! godziż
się aby za nasze wiary ci ludzie ginęli niewinni?
I przeraziły się zgraje mówiąc do siebie: oto umierają i nie skarżą
się.
Rzekli więc do tych co byli ukrzyżowani: chcecie, a zdejmiemy was?
lecz ci im nic nie odpowiedzieli, będąc już umarłymi.
A poznawszy to rozbiegły się zgraje pełne przerażenia, a żaden
z tych co uciekali nie odwrócił głowy, aby spojrzeć na martwe
i umęczone. Zorza je czerwieniła, zostali sami.
A właśnie wtenczas Szaman z Anhellim powracali z wędrówki
podziemnéj, i zadziwili się postrzegłszy na ognistych niebiosach
trzy czarne krzyże, i rzekli z przestrachem: co się stało?
A przyszedłszy bliżéj strwożyli się widząc na krzyżach ciała
trupów, i poznali w nich swoje znajome; więc Szaman usiadłszy
pod krzyżami płakał...
A powstawszy rzekł do Anhellego: oto mi duch Boży oznajmił winę
tego ludu, i wiem dla czego tych ludzi ukrzyżowano; lecz ażeby
ciała ich nie ucierpiały jakiéj nowéj sromoty, zdejmiemy je
i zaniesiemy na cmentarz.
Niech mają spoczynek w ziemi, albowiem w dobréj wierze na śmierć
się wydali, i nie będzie im to na potępienie ale na zagładę
grzechów. Krzyż je oczyścił.
Tak mówiąc zdejmowali owe zmarzłe i skościałe na krzyżu,
i przenosili je na dawne grobowisko wygnańców.


ROZDZIAŁ XI.
A gdy się zbliżali ku cmentarzowi, Anhelli usłyszał hymn skarżących
się mogił, i jakoby skargę popiołów na Boga.
Lecz skoro się jęki podniosły, Anioł siedzący na szczycie wzgórza
skinął skrzydłami i uciszył je.
I trzy razy to uczynił, albowiem potrzykroć rozpłakały się mogiły.
I zapytał się Anhelli Szamana... co to za Anioł z białemi skrzydłami
i ze smutną gwiazdą na włosach, przed którym ucichają grobowce?
Lecz nic mu nie odpowiedział starzec: zasypywał bowiem śniegiem
ciała umarłych i był zatrudniony.
A przybliżywszy się Anhelli ku owemu Aniołowi, spójrzał na niego
i upadł jak człowiek martwy.
Skończywszy więc Szaman grzebanie umarłych, szukał go oczyma
i nie widząc nigdzie szedł na wzgórze.
A natrafiwszy ciało Anhellego spotknął się na nim, i krzyknął
boleśnie; ale poznawszy że młodzieniec żyje, ucieszył się.
Wziął go zatém za rękę i rzekł: wstań! nie jest jeszcze czas
spoczynku.
A powstawszy Anhelli, oglądał się wokoło i spuścił przed Szamanem
głowę jak człowiek co się wstydzi, mówiąc:
Otom zobaczył Anioła podobnego téj niewieście, którą kochałem
z całéj duszy mojéj będąc jeszcze dzieckiem.
A miłowałem ją w czystości serca mego; dla tego łzy mię zalewają
kiedy myślę o niéj, i o mojéj młodości.
Bo oto byłem przy niéj jak ptak swojski co się boi; i nie wziąłem
nawet pocałowania od jéj ust koralowych, choć byłem blisko; jak
gołąb mówię siedzący na ramieniu dziewczyny.
Dziś już to snem jest. Oto szafirowe niebo i gwiazdy białe patrzą
na mnie: sąż to gwiazdy te same które mnie widziały młodym
i szczęśliwym?
Dla czegoż nie powstanie wicher co mię z ziemi zwieje i zaniesie
w krainę cichą! dla czego ja żyję?
Oto już jednego włosa nie ma na mojéj głowie z tych które były
dawniéj, oto się nawet kości we mnie odnowiły, a ja zawsze pamiętam.
A nie ma jednéj kawki w powietrzu, któraby nie spała przez jedną
noc życia w spokojnem gnieździe. Lecz o mnie Bóg zapomniał. Chciałbym
umrzeć.
Bo zdaje mi się że gdy będę umarłym, to sam Bóg pożałuje tego co ze
mną uczynił, myśląc: że oto już nie narodzę się raz drugi.
Wszak rodzić się nie jest to co zmartwychwstawać; trumna nas odda,
lecz nie spojrzy na nas jak matka.
Oto mi więc smutno że ujrzałem tego Anioła, i wolałbym był wczoraj
umrzeć.
A Szaman zapatrzywszy się w gwiazdy rzekł: zaprawdę że jak dawniéj
wiele było opętanych przez czarty, tak dziś wielu jest opętanych
przez czyste Anioły.
Cóż zrobię! Oto wypędzę wszystkie te duchy z ciał, i pozwolę aby
weszły w lilije wodne, i rozleciały się po gwiazdach różanych,
i zamieszkały w tém co jest najpiękniejszego, a opuściły ludzi.
A wieszli kto to jest ten Anioł smutny na cmentarzu? Oto się zowie
Eloe, a urodził się ze łzy Chrystusowéj na Golgocie, z téj łzy
która wylana była nad narodami.
Gdzie indziéj napisano jest o Anielicy téj i wnuczce Maryj Panny...
jak zgrzeszyła ulitowawszy się nad męką ciemnych Cherubinów
i umiłowała jednego z nich, i poleciała za nim w ciemność.
A teraz jest wygnaną jak wy jesteście wygnani, i ukochała mogiły
wasze i piastunką jest grobowców, mówiąc kościom: nie skarżcie się
lecz spijcie!
Ona odpędza reny kiedy przyjdę mech wyciągać z pod głowy trupów, ona
jest pasterką renów.
Przywyknij do niéj za życia, albowiem będzie na mogile twojéj stąpać
przy blasku xiężyca; przywyknij do głosu jéj, abyś się nie obudził
gdy mówić będzie.
Zaprawdę, że dla tych co są smutni ta kraina piękną jest i nie
bezludną; albowiem tu śnieg nie plami skrzydeł Anielskich,
a gwiazdy te są piękne.
Tu przylatują mewy, i gnieżdżą się, i kochają się, nie myśląc że
jest jaka piękniéjsza ojczyzna.
Tak mówił i podniósł jedną z czaszek tych które leżały odkryte;
a w niéj było rodzeństwo małych ptasząt.
I wyciągały główki przez miéjsce gdzie były oczy ludzkie, i pełna
była płaczącéj troski kość spiącego człowieka.
A wziąwszy ją rozgniewany Anhelli, rzucił o ziemię mówiąc: precz
kościele zhańbiony.
A płomień z ziemi wyszedłszy stanął przed nim w kształcie jakoby
ludzkim, i w ubraniu Biskupiém z infułę i z krzyżem na głowie,
a wszystko ogniste.
I rzekł z wielka zgrozę: oto przyszliście ruszać umarłe; czyż nie
dosyć trupom wichry mieć nad sobą i zapomnienie?
Ręce moje łamały hostiją, a teraz je wyciągnę nad wami i przeklnę
mówiąc: bądźcie przeklęci burzyciele grobów.
Azaż nie dosyć wycierpiałem na moim tronie, i na Biskupim oparty
pastorale, modląc się za kraj który miał ginąć jak człowiek
potępiony.
Kiedy Kimbar wywołał Sybir i postawił go przed obliczem sejmu bladego,
mówiąc, oto jest krzyż.
Nie poszedłemże na wygnanie jak człowiek czysty? któż mi co zarzuci
i grobowi mojemu? Oto umarłem i zapomniano o mnie; czegóż więcéj
chcecie od ludzi co umarli?
Widzicie tę białą ziemię, jam tu mieszkał; widzicie kości te, ja
żyłem z niemi.
A to jest moja kość, ta kość spruchniała. Ludzie ją niegdyś
szanowali, a dawniéj jeszcze całowała ją matka moja, a dzisiaj mewa
w téj czaszce uwiła gniazdo i mieszka; dajcie wy pokój białemu
ptakowi Boga.
Ja znałem matkę jego matki, gdzież jest? gdzie są gile które
przylatywały ubierać róż girlandami suche drzewa Syberyi, abym
sobie przypomniał jabłonie sadów moich w ziemi ojczystéj.
Tak skarżył się i przepraszał go Anhelli za obelgę kości jego
mówiąc: oto ja w krótce przyjdę położyć się z wami, nie klnij mnie.
Myślałem że się smucisz za wzgardę kości twojéj... jestże to
świątynia pełna ptasiego wrzasku? lecz niech tak będzie jak się
Bogu podobało.
A nie powiem ci co się stało z nazwiskiem rodu twojego, bo nie
mógłbyś zasnąć choć jesteś umarłym i poszedłbyś jęcząc po
świecie.
A teraz przestań być latarnią grobu własnego, i zrzuć ogniste
szaty, i rozbierz się z płomieni.
Gdy to mówił, utopił się duch w śniegu i stało się ciemno gdy
zgasnął.
Więc pobiegł za nim Anhelli wołając: powiedz mi nazwiska tych
ludzi którzy tu spoczywają przy tobie...
Skoro to wyrzekł, usłyszał z pod ziemi jakoby głosem tym co był
w ogniu, wychodzący długi szereg imion już zapomnianych.
I obudził Anhellego Szaman mówiąc: wróćmy do ludzi, grobowce
bowiem powiedziały nam swoje tajemnice.
I zeszli ze wzgórza mogił modląc się.


ROZDZIAŁ XII.

A gdy przyszli pod dom wygnańców, usłyszeli zgiełk wielki,
i śmiech, i wrzaski, i szczekanie kielichów i brudne pieśni;
a stanąwszy Szaman pod oknami słuchał, nim wszedł do téj jaskini
nieszczęścia.
A gdy się ukazał pośród zgrai, ucichła; poznano bowiem człowieka
silnego w Bogu, i nie śmiano mu się urągać.
A podniósłszy Szaman oczy błyszczące, zaczął mówić zapalając się
w smutku.
Cóżeście uczynili, rzekł, bezemnie? widziałem waszą Golgotę. Biada
wam!
A nie zostanę z wami, lecz to co powiem, zostanie z wami. Bądźcie
potępieni kłótliwi ludzie.
Wichry rozsiewają dębu nasiona i roznoszą je po ziemi, lecz wichry
te będą przeklęte, co wasze mowy i rady do ojczyzny zaniosą.
Pomrzecie!
Zbliża się wielki dzień, a żaden nie dożyje wieczora dnia tego.
Zbliża się dzień sybirski i słońce zatracenia.
Dla czegożeście niesłuchali rad moich i nie żyli spokojnie
w zgodzie i miłości braterskiéj, jak przystoi na ludzi którzy
nie mają Ojczyzny?
Oto obraziliście ludy téj ziemi, i z oszczepami stoją czyhając
na was; psy ich nawet czyhają aby z was którego rozedrzéć.
Spotkałże z was kiedy kto Ostyaka, i obszedł się z nim łagodnie
i po ludzku? Zaprawdę! koło psa nie przeszedł żaden, nie uderzywszy
go nogą jak węża. O ludzie bez pamięci i serca!
Wiec wstanie słońce i dzień przyniesie straszniejszy niż ciemność,
a ciszę okropniéjszą niż są burze na morzu, bo będziecie się
lękać sami siebie.
A śnieg ten stanie się morzem, a fala jego zieloną będzie, a dom
wasz ginącym będzie okrętem.
Wyostrzcie wasze topory, bo potrzebne wam będą; a kto z was umie
zabijać, jest człowiek pożyteczny.
Zbliża się wielkanoc i krzyż czerwony napiszecie na waszych
wrotach, lecz jaką krwią? Zaprawdę, nie krwią baranka.
Gdy to mówił Szaman, niektórzy się przelękli, lecz jeden
z pijanych chwyciwszy za dzban gliniany, rzucił go na proroka
i włos mu krwią poczerwienił.
Ująwszy więc za topór Anhelli chciał się zemścić, ale go zatrzymał
Szaman mówiąc: bądź cierpliwy.
Kto tu za rok powróci będzie płakał nad nimi; dla czegóż brać
zemstę z tych, którzy jutro będą rzeczą godną litości.
Boże, nie karz ich.
Tak mówił, a jeden ze zgrai zawołał: czarowniku, urzekłeś nas!
oto dzban był pełny i wysechł.
A inni zajrzawszy w dzbany, potwierdzili to zgodnie mówiąc: odczaruj
nas, albo cię ukarzemy śmiercią.
I stał się wielki wrzask, i groźne podniosły się przeklinania;
a jeden wziąwszy nóż wraził go w piersi Szamana, mówiąc:
oczarowałeś nas.
Upadł starzec na ręce Anhellego, a ten go wyniósł z chaty,
i pomogła mu młoda niewiasta Ellenai, która kiedyś była zbrodniarką.
A gdy wyszli na miéjsce oświecone gwiazdami, przemówił starzec:
nieście mnie blisko grobowców, bo już zasnę.
Położyli go więc na jednéj z mogił, i zimno śniegu ożywiło go,
a kobiéta owinęła nogi jego włosami i trzymała je na łonie.
I otworzywszy oczy starzec, zawołał po trzykroć: Anhelli! Anhelli!
Anhelli! a głos jego był smutny.
I rzekł mu: weź reny moje i pójdź na północ, znajdziesz mieszkanie
w śniegu i spokojność. A będziesz żył mlekiem renów.
Weź z sobą tę niewiastę, i niech ci ona będzie siostrą; ona mię
ukochała w godzinę śmierci, więc nie chcę aby zginęła jak tamci.
Cóż ci mówić będę! Oto śmierć będzie mówić za mnie i wyręczy
mię. Ja cię kochałem.
Boś czysty był jak lilija biorąca z wody liście i kolory niewinne,
boś mi był jak syn dobry.
Nie smuć się aż do śmierci po zgonie Ojczyzny twojéj... Ani płacz
myśląc że jéj nie zobaczysz; wszystko jest snem smutnym.
Gdy tak mówił, usłyszał Anhelli stąpanie po śniegu i rzekł: ktoś
nadchodzi? czy to śmierć stąpa głośno?
Lecz był to ren, który stanąwszy nad umierającym panem, zadziwione
oczy napełnił wielkiemi łzami; i odwrócił się od niego Szaman
płacząc.
A po chwili, przystąpiwszy doń Anhelli, wziął go za rękę i poczuł
że była martwa.
Więc pochował starca w śniegu, i obróciwszy się do niewiasty, rzekł:
chceszli mnie wziąść za brata? chodź ze mną. A ta mu do nóg upadła
mówiąc: Aniele mój!
Podniósł ją z ziemi Anhelli, i udali się oboje na północ,
a za niemi szli renowie Szamana, wiedząc że za nowemi idą panami.
A zaś Anhelli milczał, bo miał serce pełne łez i boleści.


ROZDZIAŁ XIII.

Odeszli więc Anhelli z owa niewiastą i z renami Szamana, na daleką
pustynię północna, a znalazłszy pustą chatę w lodzie wykutą,
zamieszkali w niéj.
A po krótkiem pożyciu, Anhelli przyzwyczajał się nazywać siostry
imieniem zbrodniarkę tę i pokutnicę.
Ona mu była sługą i uściełała łoże liściami i doiła reny
wieczorem, a rano wypędzała je na paszę.
Serce jéj od modlitwy ciągłéj stało się pełne łez, smutków
i niebieskich nadziei, i wypiękniało na niéj ciało.
Oczy rozpromieniły się blaskiem cudownym i ufnością w Bogu;
a włosy stały się długie i podobne szacie obszernéj kiedy się
w nie ubrała, i podobne namiotowi biednego pielgrzyma.
I dziwił się Anhelli że była spokojna o przyszłość, popełniwszy
niegdyś zbrodnię wielką, a nawet krwią mając zmazane ręce.
I dziwił się, że skarga jéj była maleńką i skarżącą się jak
płacz niewinnéj dzieciny, kiedy zazdrościła ptakom skrzydeł
niebieskich, widząc jak rybitwy białe wędrują ku słońcu złotemu
i toną w promieniach.
A lękała się zmazać słowami nieczystemi mówiąc: oto nas dwoje na
ogromnéj pustyni, więc nas Bóg pewnie słucha i na nas patrzy;
a jeśli o rzeczy dobre prosić go będziemy to nie opuści nas.
Przyszedł więc dzień sybirski, a słońce nie zachodziło lecz biegało
niebem, jak koń w zawodzie z płomienistą grzywą i z białém czołem.
Straszliwe światło nie kończyło się nigdy, a huk lodów był, jakoby
głos Boży odzywający się na wysokościach do ludzi nędznych
i opuszczonych.
A długi smutek i tęsknoty przyprawiły o śmierć owa wygnankę,
i położyła się na łożu liścianem pomiędzy renami swojemi, aby
umrzeć.
A był zachód słońca; albowiem od niejakiego czasu, zaczęły się noce
w ziemi sybirskiéj i słońce coraz dłużéj zostawało pod ziemię.
Obróciwszy więc ku Anhellemu szafirowe oczy zalane łzami wielkiemi,
rzekła Ellenai: umiłowałam ciebie bracie mój i opuszczam.
A powiedziawszy gdzie ją miał pochować, że pod sosną która była
w smutnym parowie leżéć pragnie, rzekła: czémże ja będę po
śmierci?
Oto chciałabym być jaka rzeczą żyjącą przy tobie Anhelli,
pajączkiem nawet który jest miły więźniowi i schodzi jeść z jego
ręki po złotym promyku słonecznym.
Jam się przywiązała do ciebie jak siostra i jak matka twoja,
i więcéj jeszcze... Ale grobowiec wszystko kończy...
Nie zapominaj o mnie--bo któż o mnie będzie pamiętał po śmierci,
chyba ren któregom doiła zalewając się łzami.
Jeżeli wiesz gdzie ludzie idą po śmierci to mi powiedz, bo
niespokojna jestem choć mam nadzieję w Bogu.
Oto ja polecę do krainy twojéj rodzinnéj i obaczę dom twój, sługi
twoje i rodzice twoje, jeżeli jeszcze żyją?
I nawet miejsce te gdzie stało twoje łóżeczko dziecinne, mała
niegdyś kołyska twoja.
Ty powiesz że to są myśli gminne, że człowiek po śmierci nie lata...
Cóż! kiedy z taką myślą śmierć piękniejsza.
A oto patrzaj nad łożem mojém, ta szyba lodu słońcem czerwona,
z dwoma skrzydłami promieni: nie jestże to Anioł złoty stojący
nademną?
Reny wyciągają mech z pod mojéj pościeli i skubią łoże śmierci
jedząc... Biedne reny moje, żegnam was.
A teraz podniosę oczy do Królowy Niebieskiéj i będę się modliła
do niéj.
Zaczęła więc tu umierająca mówić litanije do Matki Chrystusowéj,
i właśnie wymówiwszy _Różo złota!_ skonała.
I na znak cudu, upadła róża żywa na białe piersi umarłéj, i leżała
na nich, a w jamie rozeszła się od niéj woń różana i mocna.
Nie śmiał więc Anhelli ruszyć ciała umarłéj, ani złożyć rąk
które były wyciągnięte, lecz usiadłszy na końcu łoża płakał.
A oto jakoby o północy stał się wielki szelest, i myślał Anhelli
że reny szeleszczą, wyjadając mech z pod łoża śmierci; lecz inna
była przyczyna.
Chmura jakoby duchów ciemnych zatrzymała się nad jamą śmiejąc się
głośno, a ciemne twarze pokazały się przez rozszczepione lodu
sklepienie i krzyczały: naszą jest!
Lecz róża owa cudowna dostawszy skrzydeł gołębich, podleciała
w górę, i spójrzała na nie oczyma niewinnego Aniołka.
Ciemne więc owe duchy i chmura ich wzniosła się z dachu krzycząc
w ciemném powietrzu smutne przeklinania, i stałą się znów cichość
jaka przystoi w miejscu gdzie trup spoczywa.
We trzy zaś godziny po północy, usłyszał Anhelli stukanie do drzwi,
które były z lodu, i odwaliwszy bryłę wyszedł na xiężyc.
I zobaczył owego Anioła który mu był przypomniał miłość dla
niewiasty i pierwszą jego miłość na ziemi; więc spuściwszy przed
nim głowę, stał cicho.
I rzekła do niego Eloe: wynieś mi tu umarłą twoją siostrę, ja wezmę
ją i pochowam litośnie; moją jest.
Odszedłszy więc Anhelli do jamy, wziął na ręce trupa, wyniósł
i położył go na śniegu przed Aniołem.
A Eloe uklęknąwszy nad śpiącą, podłożyła pod nią z obojéj strony
końce skrzydeł łabędzich i zawiązała je pod umarłą.
I z pełnemi trupa skrzydłami, wstawszy na xiężyc, odeszła.
Wrócił więc Anhelli do jamy pustéj, i spojrzawszy na ściany
zajęczał, bo już jéj nie było.


ROZDZIAŁ XIV.

Około więc onego czasu, gdy ziemia zaczyna się od słońca odwracać
i zasypia w ciemnościach,
Zawołał Jehowa dwa odwieczne Cherubiny przed tron swój, i rzekł:
idźcie na równinę Syberyi.
A patrząc w światło Boże, zrozumieli Aniołowie jaka była wola Pana,
i zeszli w krainę mglistą ukrywszy w sobie światłość.
I przyszli na miejsce gdzie była posieleńców szopa, lecz nie znaleźli
śladu jéj, wicher ją był bowiem powalił.
A z owych tysiąca zostało jakoby dziesięciu ludzi bladych i strasznych
z postaci.
A przybliżywszy się Aniołowie, ujrzeli ich przy stosie wielkim z drzewa,
na którym leżał trup człowieczy.
I wzdrygnąwszy się rzekli: ludzie co czynicie? Azaż to jest ofiara
Bogom piekielnym.
Odpowiedział im na to człowiek najstarszy: Zaprawdę, że ofiarą naszą
jest trup, a Bogiem który go przyjmie jest głód.
Zrobiliśmy rzecz równą z naszego spółeczeństwa, a rządził nami los,
nie zaś żaden pan ziemski, ani króle.
A cóż więc mieliśmy czynić z wnętrznościami naszémi, i z gniazdem
węży które nam gryzło wnętrzności.
Czy Bóg pamiętał o nas? i dał nam umrzeć w ojczyźnie i w ziemi
gdzieśmy się urodzili?
Nie! Uczynił nas ludem Kaimów i ludem Samojedów... Przeklęty!
Tak mówił ów człowiek i ocierał usta, na których była krew świeża!
A na to zaś Anieli:
Nawróćcie się, rzekli: i proście Boga! albowiem pokażemy wam znak
jego gniewu ten sam, który był niegdyś znakiem przebaczenia.
I roześmieli się głośno ci ludzie, nie wiedząc że z Aniołami
rozmawiali, i rzekli: jakiż jest znak?
A wyciągnąwszy rękę Anieli, pokazali na wielka tęczę która
przebiegła i położyła się na półowicy chmurnych niebios, mówiąc:
Oto ten jest.
I straszliwe przerażenie zdjęło te ludojady na widok rzeczy tak
pięknéj i błyszczącéj, któréj Bóg użył na znak swego
rozgniewania.
A usta ich były otwarte, a języki czarne jak węgiel, a oczy ich
jakoby szklanne nie odwracały się od niebieskich kolorów.
I w zadziwieniu wyrzekli imię Chrystusa i poupadali martwi.


ROZDZIAŁ XV.

Tego samego dnia, przed wschodem słońca, siedział Anhelli na bryle
lodu, na miéjscu pustém, i ujrzał zbliżających się ku sobie dwóch
młodzieńców.
Po wietrze lekkim który szedł od nich, poczuł że byli od Boga,
i czekał co mu zwiastować będą, spodziewając się że śmierć.
A gdy go pozdrowili jak ziemscy ludzie, rzekł: poznałem was, nie
kryjcie się; Aniołami jesteście.
Przychodzicie-li pocieszyć mnie? Czy sprzeczać się ze smutkiem
który się nauczył w samotności milczenia?
I rzekli mu ci młodzieńcy: oto przyszliśmy ci zwiastować że
dzisiéjsze słońce wstanie jeszcze, lecz jutrzejsze nie pokaże się
nad ziemią.
Przyszliśmy ci zwiastować ciemność zimową i większą okropność niż
jacy ludzie doznali kiedy; samotność w ciemnościach.
Przyszliśmy ci zwiastować, że bracia twoi pomarli, jedząc trupy
i będąc wściekli od krwi ludzkiéj: a ty jesteś ostatni.
A jesteśmy ci sami, którzy przed wiekiem przyszli do chaty kołodzieja
i usiedli za jego stołem w cieniu lip pachnących.
Lud wasz wtenczas, był jako człowiek który się budzi i powiada sobie:
oto mnie rzecz miła czeka o południu i weselić się będę wieczorem...
Zwiastowaliśmy wam nadzieję, a teraz przyszliśmy zwiastować koniec
i nieszczęście, a Bóg nie kazał nam wyjawić przeszłości.
I rzekł im odpowiadając Anhelli: zaprawdę, urągacie mi mówiąc
o Piaście i o początku, wtenczas kiedy ja czekam śmierci a w życiu
mojém widziałem tylko nędzę!
Czy przyszliście przerazić mnie wołając: ciemności nadchodzą! Na
cóż wam przerażać tego co cierpi? nie dosyćże jest przerażenia
w grobowcu?
Życie moje zaczęło się od przerażenia. Ojciec mój umarł śmiercią
synów ojczyzny, zamordowany; a matka moja umarła z boleści po nim,
a jam był pogrobowcem.
Pierwsza lilija na grobie ojca mego jest moją rówienniczką,
a pierwsza róża na grobie matki mojéj była mi siostrą młodszą.
Oto mię w kołysce owionęła woń krwi ojcowskiej, i wyrosłem z twarzą
smutną i przelęknioną.
A gdym usiadał dzieckiem na kolanach u ludzi obcych, to gadałem
wyrazami przerażenia z ciemnością, a liść jesienny szumiący
z wichrami rozumiałem co szeptał.
Nad kołyską moją był przestrach; więc niech przynajmniéj sam smutek
cichy będzie w godzinę śmierci.
Idźcie! i powiedzcie Bogu, że jeżeli ofiara duszy przyjętą jest,
oddaję ją, i zgadzam się aby umarła.
Taki mam smutek w sercu, że mi światła Anielskie w przyszłości
natrętnémi są, a obojętny jestem na wieczność, a nawet znużony
jestem i chcę zasnąć.
A choć Bóg wié że jestem czysty na duszy i nieskalany żadnym
grzechem podłym--oto powiedzcie mu że jeżeli chce ofiary z duszy
mojéj... to ją dam.
I przerwali mu Anieli mówiąc: gubisz się... żądanie człowieka jest
sądem na niego.
A wieszli ty, czy od spokojności twojéj nie zależy żywot jaki, a może
żywot i los milijonów.
Możeś jest wybrany na ofiarę spokojną, a chcesz się zamienić w piorun
gwałtowny i być rzuconym w ciemność dla przestrachu zgrai?
I ukorzył się Anhelli mówiąc: Anieli przebaczcie mi! uniosłem się,
i skrzydła myśli moich uniosły mnie.
Więc będę cierpiał jak dawniéj: oto język mój rodzinny i mowa ludzka
zostanie we mnie jak harfa z porwanemi strónami... do kogoż mówić
będę?...
Ciemność będzie towarzyszem moim i krajem moim.
A oczy moje, jak służebnice które przestają pracować dla braku oliwy
w lampie wieczornéj.
A wzrok mój, jak gołębie latające po nocy, które się tłuką o drzewa
i skały piersią zlęknioną.
Płomieniste koła urodzą się w mozgu moim, i staną przed oczyma, jak
wierne sługi idące z latarniami przed panem.
I wyciągnę ręce w ciemności, aby ułowić którą z plam płomienistych
jak człowiek obłąkany.
Lecz okropności ziemi są niczém, zgryzota moja dla ojczyzny
okropniéjszą jest. Cóż uczynić?
O! dajcie mi moc milijona ludzi, a potém mękę milijona tych którzy
są w piekle.
Czemużem się targał i męczył dla rzeczy będącéj szaleństwem? czemu
nie żyłem spokojnie?
Rzuciłem się w rzekę nieszczęścia i fala jéj zaniosła mnie daleko
i już nie wrócę--Nigdy!
A znowu przerwali mu Anieli, mówiąc: oto się raz uniosłeś aż do
bluźnierstwa przeciwko duszy własnéj, a teraz bluznisz przeciwko
woli która była w tobie, kiedyś się poświęcił za ojczyznę.
Jestże jaki zły duch w najczystszych sercach ludzi, który je mięsza
i przerzuca za kres dobrego?
Ostrzegamy więc ciebie z woli Boskiéj, że za nie wiele godzin umrzesz...
przeto bądź spokojniejszy.
Usłyszawszy to Anhelli, spuścił głowę i poddał się woli Boskiéj.
A zaś Aniołowie odeszli.


ROZDZIAŁ XVI.

A zostawszy sam Anhelli, zawołał smutnym głosem: więc koniec już!
Cóż robiłem na ziemi? byłże to sen?
A gdy rozmyślał Anhelli o tajemnicach przyszłych, zaczerwieniło się
niebo i wybuchnęło wspaniałe słońce; a stanąwszy na kręgu ziemskim,
nie podniosło się czerwone jak ogień.
Korzystały z dnia krótkiego ptaki niebieskie i białe mewy, którym Bóg
uciekać kazał przed ciemnością, i wielkiemi tłumami leciały jęcząc.
Więc spójrzał na nie Anhelli i zawołał: gdzie wy lecicie o mewy?
I zdawało mu się że w jęku ptaków usłyszał głos odpowiadający mu:
lecimy do ojczyzny twojéj!
Czy każesz nam pozdrowić kogo? czy usiadłszy nad jakim miłym domem
zapiać w nocy pieśń nieszczęścia?
Aby się obudziła matka twoja, lub który z krewnych twoich, i zaczęli
płakać w ciemności z przerażenia:
Myśląc o synie którego pożarła kraina grobowcowa, i o bracie którego
pochłonęło nieszczęście.
Taki był głos ptaków, i rozkruszyło się serce w Anhellim, i upadł.
A słońce utonęło pod ziemią, i tylko jeszcze najwyżéj lecące ptaki
świetniały na szafirowém niebie, jak róż białych girlandy ulatujące
ku południowi.
Anhelli był umarły.


ROZDZIAŁ XVII.

W ciemności która była potém, rozwidniła się wielka zorza południowa
i pożar chmur.
A xiężyc znużony spuszczał się w płomienie niebios, jakoby gołąb'